Wodorowa odpowiedź Kuboty 3.8L-Hydrogen
Wyścig o wodór trwa i coraz więcej uczestników do niego dołącza. Wszystko wskazuje na to, że nie jest to jedynie fanaberia, a całkiem poważna rzecz i żaden z czołowych silnikowych graczy nie ma zamiaru zostawać w tyle.
Nie da się ukryć, że coś co jeszcze kilka lat temu wydawało się trochę fanaberią, trochę bardzo odległą przyszłością a trochę czymś niezbyt interesującym ludzi z przemysłu, obecnie stanowi jedną z najbardziej prawdopodobnych i pożądanych form napędu maszyn. Mowa o wodorze, wodorze w formie najbardziej bliskiej klasycznemu silnikowi spalinowemu czyli HICE – Hydrogen Internal Combustion Engine. Dlaczego? To proste, taki system pozwala na wykorzystanie dużej ilości komponentów klasycznego silnika, co znacząco obniża koszty, ponadto sprawia, że wodorowa jednostka jest w pełni kompatybilna ze wszystkim, do czego mogłaby zostać użyta, bez potrzeby dużych zmian projektowych także w maszynie. Zatem nie dziwi, dlaczego Kubota dołączyła do wodorowej sztafety i chwali się prototypowym silnikiem.
Kubota HICE 3.8L-Hydrogen
W przypadku Kuboty, bazą do ich własnego silnika na wodór stał się silnik serii WG3, konkretnie WG3800, czyli silniku o zapłonie iskrowym. To dość oczywisty ruch Kuboty, bo skoro mają gotowy silnik ZI to czemu by nie wykorzystać niemalże gotowej bazy. Seria WG3 oferuje moc od 74 do 94 KM. Bogate doświadczenie Kuboty, jako dostawcy silników o zapłonie iskrowym do przemysłu, może dać dużą przewagę nad konkurencją, która skupiała się jedynie na silnikach o zapłonie samoczynnym. Z racji innych wyzwań i problemów, konkurenci będą zmuszeni nadrobić zaległości w teorii i praktyce, z którymi Kubota mierzy się na co dzień od dekad. Kubota mocno stawa na silniki w ich klasycznej formie ale z możliwością adaptacji do stosowania różnych typów paliw: bio, syntetycznych czy właśnie wodoru. Wodorowy silnik Kuboty osiąga 115 KM przy 2600 obr/min, to wynik porównywalny do dieslowskiego V3800, tyle że bez DOC, DPF oraz SCR. Warto też zauważyć, że dół silnika pozostał bez zmian, a więc jednostka jest gotowa zarówno do zastosowania w maszynach – jak podkreślają przedstawiciele japońskiego producenta.
Kubota czy Yanmar?
Co jest warte zauważenia, wodorowy silnik Kuboty ma taką samą pojemność co silnik Yanmara, jest jednak nieco mocniejszy. Można się spodziewać, że ten fakt nie pozostanie bez odpowiedzi, co więcej, rywalizacja w obrębie jednego segmentu pojemności może przynieść intensyfikację prac. Cóż, w tej chwili obydwie firmy są na podobnym poziomie. Obie niedawno dołączyły do wyścigu, obie zaprezentowały prototyp bazujący na ich własnych silnikach, obie póki co nie zdradzają szczegółów. A zatem, kolejnym punktem zwrotnym będzie zaprezentowanie wodorowego silnika w konkretnej maszynie, naturalnie w formie funkcjonalnego prototypu. Ta firma, która zrobi to pierwsza, zyska uwagę i swoisty prestiż. Choć zdecydowanie bardziej cieszyć będą potencjalne umowy współpracy.
Nie bez znaczenia jest fakt, że zarówno Kubota jak i Yanmar mają swoje własne marki pod którymi oferują zarówno ciągniki, maszyny rolnicze jak i pozostałe maszyny robocze. W przypadku Kuboty, silnik tej klasy, mógłby zagościć w ciągnikach serii M5002 lub nowej serii ładowarek powyżej modelu R090, o ile taka powstanie. W przypadku Yanmara sektor agri byłby raczej trudny do obsadzenia, bowiem najmocniejszy ciągnik marki – SM475 ma raptem 75 KM, lecz mocniejsza wersja wodorowa mogłaby stanowić zgrabny debiut firmy na scenie ciągników około 100KM. W przypadku maszyn roboczych jest lepiej, potencjalnie Yanmar mógłby zgarnąć laur pierwszej wodorowej koparki kołowej, instalując swój silnik do modelu B95W-5, lub jednej z ładowarek V100 albo V120. Czy to tylko puste dywagacje? Wcale nie, zarówno Kubocie jak i Yanmarowi, jeżeli chcą osiągnąć rynkowy sukces ze swoimi silnikami, powinno zależeć, by to rozwiązanie trafiło pod przysłowiowe strzechy, czy też maski, tak aby potencjalni klienci mogli w realnych warunkach ocenić, czy warto zainteresować się napędami od japońskich producentów.
Opublikuj komentarz